TEAM HOYT - SPORTOWA OPOWIEŚĆ O MIŁOŚCI OJCA DO SYNA
Wszystko zaczęło się 10 stycznia 1962 r, kiedy to Rick Hoyt przyszedł na świat. Okazało się, że dziecko urodziło się z porażeniem mózgowym. Lekarze sugerowali rodzicom by oddali chłopca do jakiegoś ośrodka opieki, bo, jak stwierdzili, Rick do końca swojego życia będzie niczym innym jak tylko "warzywem”.
Diagnoza dewastująca i nie do końca błędna, bo Rick rzeczywiście nigdy nie nauczył się chodzić ani mówić (co nie oznacza braku komunikacji ze światem), ale dzieciak "warzywem" nie został. Jak to często bywa w takich historiach, rodzice oczywiście się nie zgodzili oddać syna, a zdecydowali się zabrać go do domu i spróbować wychować go tak jak normalne dziecko. Nikt wtedy nie spodziewał się, jak dalej potoczą się losy tej opowieści...
____________________________________________________________________
Szukasz klubu, a nie masz menedżera? Potrzebujesz pomocy lub chcesz się wypromować? >> ZAREJESTRUJ SIĘ W NASZYM SERWISIE I STWÓRZ SWOJE SPORTOWE PORTFOLIO! - Sprawdź co możemy dla Ciebie zrobić.
____________________________________________________________________
Wychowywanie dziecka z porażeniem mózgowym zapewne nie było łatwym zadaniem, ale rodzice starali się jak mogli. W pewnym momencie zauważyli, że kiedy mówią do syna, to reaguje tak, jakby wszystko rozumiał, tylko sam nie może się wysłowić. Grupa inżynierów postanowiła więc stworzyć specjalny komputer za pomocą, którego Rick mógł się komunikować ze światem. Używając głowy, jedynej części ciała, nad którą ma władzę, Rick wystukiwał kolejne literki alfabetu na ekranie komputera, które następnie składały się w słowa i zdania. Szło to bardzo mozolnie, ale chłopak nawiązał wreszcie kontakt z otoczeniem.
W roku 1977 Rick usłyszał o biegu charytatywnym organizowanym w okolicy, z którego dochód miał być przeznaczony dla byłych sportowców sparaliżowanych w wypadkach. Natychmiast poprosił ojca, aby wzięli udział w tym biegu. Dick bez wahania się zgodził. Obaj stanęli na starci około 8 kilometrowego biegu (5 mil) – Rick w specjalnym wózku, a jego ojciec z tyłu pchając wózek. Ukończyli bieg na przedostatnim miejscu, ale zaraz potem Rick zakomunikował ojcu, że w trakcie biegu poczuł się tak, jakby jego niepełnosprawność zniknęła... Ojcu nie trzeba było już nic więcej mówić.
Od tamtej pory, aż do dziś, czyli przez ok 35 lat "Team Hoyt", jak siebie nazywają, wspólnie ukończyli – uwaga! :
ponad 20 różnych duathlonów ( duathlon – bieg, jazda rowerem i znów bieg)
ponad 60 maratonów (maraton = 42km)
ponad 200 różnych triathlonów (pływanie, jazda rowerem, bieg)
6 słynnych triathlonów „Ironman” (3,8km pływanie, 180km jazdy na rowerze, 42 km biegu)
w sumie około 1000 różnych zawodów!
Jeśli kiedykolwiek jeszcze pomyślicie, że czegoś nie da się zrobić, albo, że czegoś Wam się nie chce, wróćcie do tego wpisu i obejrzyjcie załączony film. Zamieszczony w wersji oryginalnej, bo nie znaleźliśmy sensownego tłumaczenia, ale wszystko, co zostało napisane powyżej oraz pod filmem pozwala ogarnąć cały obraz tej pięknej historii. Na ostatnie 2 minuty filmu radzimy przygotować coś do przetarcia oczu, nawet tym najtwardszym:
Starty w zawodach "Team Hoyt" rozpoczął od samego biegania, ale potem, gdy ich fama się rozprzestrzeniała, namawiano ich do wzięcia udziału w triathlonie. Problem w tym, że ojciec Ricka nie umiał w ogóle pływać. Czego jednak się nie robi z miłości do dziecka. Dick postanowił wtedy przenieść się na wieś, aby mieć lepsze warunki do treningu i oczywiście... nauczył się pływać.
Warto dodać, że Rickowi, dzięki komputerowi umożliwiającemu komunikację oraz oczywiście ojcu, udało się skończyć liceum, a także studia na Uniwersytecie Bostońskim. Będąc osobą wyjątkowo niezależną (mowa oczywiście o osobowości, a nie o fizyczności), Rick mieszka sam we własnym mieszkaniu, otrzymuje oczywiście opiekę przez wynajęte osoby, ale jedynie na kilka godzin dziennie.
"Team Hoyt" zainspirował też wielu rodziców, głównie w USA, do biegania ze swoimi niepełnosprawnymi dziećmi. Akcja rozwinęła się do tego stopnia, że dziś praktycznie w każdym organizowanym tam biegu zgłasza się grupa ochotników do biegania z dziećmi, z którymi nie ma kto pobiec. Podobno zawsze więcej chętnych jest tych pierwszych.
Dziś Rick ma skończone 50 lat, a jego ojciec Dick niespełna 72 i obaj twierdzą, że nie zamierzają przestać brać udział w zawodach i mają nadzieję, że kontuzje jeszcze długo będą ich omijać. No właśnie "Ich”, a nie jedynie ojca, bo Dick zawsze podkreśla, że to właśnie syn go inspiruje do podejmowania kolejnych wyzwań i to on ma zacięcie do sportu i rywalizacji. Co ciekawe, Dick był wielokrotnie namawiany by startować również samemu, bo przy jego obecnych wynikach byłby najlepszy na świecie w swojej kategorii wiekowej. Na to jednak nigdy się nie zgodził, bo robi to nie dla siebie, a dla syna i zawsze startują w kategorii wiekowej Ricka, wielokrotnie kończąc zawody na wysokich miejscach! Dodatkowo Dick jest przekonany o tym, że jego wyniki są o wiele lepsze, gdy startują razem, niż gdyby startował sam... bez syna.
@AM